Obserwatorzy

niedziela, 31 lipca 2022

Kto był pierwszy?

 Wbrew nazwie bloga, paradoxa nie była moją pierwszą modliszką. Drugą też nie. Więc? Jak do tego doszło?

 Kiedy wracałam do domu pewnego chłodnego lutowego dnia odprowadzana przez koleżankę, zatrzymałam się przed centrum handlowym, w którym to mieści się dobrze mi znany sklep zoologiczny. Postanowiłam wpaść po mrożonki dla moich wodnych podopiecznych. Jednak zaraz po wejściu w głowie było mi popatrzenie na żywy inwentarz. Wtem mój wzrok przykuły plastikowe kubeczki. Zastanawiało mnie cóż za stworzenie kryje się wewnątrz niego. Jak się potem okazało były to modliszki. 

 Pierwszy raz widziałam je w tym sklepie. Niezwykle mnie urzekły. Zaznajomiona z personelem porozmawiałam o warunkach ich utrzymania, karmienia itd. Tak więc oto Martynka tego dnia nie wróciła do domu sama. 

  Na opakowaniu markerem napisane było S. viridis. Była cała zielona i dość sporych rozmiarów. Dostałam do jej karmienia świerszcze więc idąc za radą jej nakarmienia zrobiłam to. Jednak czułam, że coś jest nie tak, bo modliszka ta niezbyt zręcznie sobie z nimi radziła. Kiedy te mi się już skończyły nie za bardzo wiedziałam co począć. Wtedy wręcz jak z nieba spadła mi jedna hodowla oferująca modliszki. Jaka ja byłam wtedy zachwycona... oraz uświadomiona dość szybko o błędach przeze mnie popełnionych. Wtedy też dowiedziałam się, że moja modliszka to samica, co można poznać licząc segmenty odwłoka od sporu - u samic jest to 6, u samców 8. Poinstruowano mnie, że lepszym pokarmem dla niej będą karaczany tureckie. Dowiedziałam się też, iż jest ona tuż przed imago (czyli dorosłą postacią posiadającą skrzydła) czyli znajduje się na stadium tzw. preimago (żadne subimago!) ponieważ posiada tzw. zalążki skrzydeł. Zamówiłam dla niej większą tubę elegancko urządzoną z wentylacją oraz siatką.

Zdjęcie idealne do określenia płci, widoczne 6 segmentów

 

Koleżankom również się spodobała i szybko zaczęłam poszukiwanie idealnego jej imienia. Mimo kilku propozycji nie mogłam się zdecydować. Nie powiem Grażyna mnie nie przekonywało. Wtedy koleżanka z rocznika rzuciła totalnie na luzie - Kleopatra. Tak niesamowicie do niej pasowało to imię, że do dziś wspominam to z sentymentem a pomyśleć, że minął rok odkąd... Odeszła. 

  Niedługo po zmianie pokarmu i środowiska doczekałam się. Mimo odrobiny obaw Kleopatra stała się piękną, dorosłą samicą. Jedno z jej skrzydeł się niedorozwinęło co nie przeszkadzało jej w dzielnym skakaniu. Jedna z koleżanek zaciekawiona, na żywo chciała zobaczyć jej ,,skok wiary''. Skończyło się na pisku, ale i też na ciekawieniu i braniu na rękę. 

Dorosła samica Sphodromantis viridis


 Niedługo potem postanowiłam dołączyć do jednej z modliszkowych grup na FB, co pozwoliło mi bardzo poszerzyć moją wiedzę, poznać większą ilość hodowców oraz co oczywiście najważniejsze nowe, nieznane mi gatunki modliszek. 

 Kleosia (jak bardzo lubiłam ją zdrobniale nazywać) szybko doczekała się sąsiada po jednej z giełd, na które pojechałam. Jednak o koledze, napiszę w innym poście. 

 Szczęście jednak nie trwało zbyt długo. Wszystko bardzo szybko skończyło się, gdy pewnego dnia jak często mi się zdarzało zostawiłam moją modliszkę na jednym z moich kwiatów, które posiadałam. Kleopatra często lubiła tam przesiadywać i rzadko kiedy z nich schodziła zostawiana nie raz na dłużej. Jednak tego dnia zapomniałam, że kwiatka postawiłam pod oknem i poszłam do innego pokoju zająć się swoimi sprawami. Zapomniałam, że mój pies był wtedy w domu a niestety potrafi się wpinać na parapet. Kiedy wróciłam, mój pies dziwnie się tarzał. Postanowiłam sprawdzić co to takiego. 

 Mój wrzask słyszalny był na cały dom. Mój pies grzecznie ściągnął sobie modliszkę z kwiatka po czym postanowił nią trochę porzucać i się w niej wytarzać. Byłam pewna, że to koniec, jednak ona nagle zaczęła się ruszać. Straciła połowę jednego skrzydła, miała złamane jedno odnóże kroczne i ślady zębów. Pewnie teraz bym nie pozwoliła na takie cierpienie, ale ja postanowiłam, że będę z nią do końca. Cały dzień siedziała u mnie na ramieniu i nie odstępowałam jej na krok. Polowała bez problemu, chodzić też chodziła. Zabrałam ją nawet na tył mojego domu by mogła się powspinać na znajdująca się tam jabłoń i bujałam się z nią na huśtawce ogrodowej.  Myślałam, że da radę dożyć u mnie starości, ale niestety 2 dni potem wyciągnęłam ją martwą. 

 Bardzo to przeżywałam. Rodzica w ogóle nie mogła zrozumieć mojego smutku, znajomi współczuli a ja czułam że straciłam kogoś niesamowicie mi bliskiego. Była u mnie pół roku. Przez ten czas narobiłam jej naprawdę sporą ilość zdjęć i filmików, jeden z nich nawet posłużył mi do celów edukacyjnych (reszta to zdecydowanie cele humorystyczne 😁).  


 Jeden z postów na pewno poświęcę na urządzanie tub oraz innych pojemników, aby naszym podopiecznym było miło i wygodnie. 


Także, do zobaczyska 👀

MK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Istny paradox

 Podczas kolejnej już giełdy, zdecydowałam się na nowy gatunek modliszki. Wiele słyszałam o niejakich liściogłowych, więc długo się nie zast...